wspierają nas

wspierają nas

wtorek, 5 czerwca 2012

Cztery spojrzenia na Skandia Maraton w Gdańsku

fot. Tomasz Jankowski
Paczy Robin: Miało być tak pięknie, a skonczyło się defektami  ..... :(

Do rzeczy:
× pogoda, wręcz upalna jak na tę porę roku - raptem 10C na starcie i na przemian deszcz, słońce - brrrr

× trasa nawet interesująca, jak na Czesia, oby tak dalej -  Wow ! - kto nie jechał ten trąba !!! :)

× ilość defektów sprzętu zdecydowanie nie do przyjęcia - hrrrrr i dupa blada z rywalizacji z czołówką !! :( , ale mimo wszystko zawsze to lepsze niż samotny trening ! :)

× jedzenie - ".... to różowe się poprawiło - 6 a nawet 8 punktow dam".......  ;) [Konkurs: co Robin miał na myśli? Nagrody: nie przewidziano] 




fot. Tomasz Jankowski
Paczy Seba: Wystartowałem z końca sektora Grand Fondo więc kilka początkowych kilometrów spędziłem na nadganianiu i nerwowym wyprzedzaniu. W okolicach Spacerowej dogoniłem Golego, razem przejeżdżamy pierwsze kółko. Nogi kręciły się bardzo dobrze co zaowocowało tym, że na podjazdach jadę szybciej niż nakazywał rozsądek i głos za plecami ;-) Na drugiej pętli i początku czarnego szlaku doganiamy Kubę z MTBnews i jeszcze jednego zawodnika. Chwilę jedziemy w czwórkę, niestety na jednym z krótkich podjazdów zakleszcza mi się łańcuch i muszę zsiąść z roweru. Chwila gmerania przy napędzie i jadę dalej. Straciłem na tym pewnie nie więcej jak minutę ale chłopaki skutecznie mi odjeżdżają. Kolejne kilometry to zamiast uspokojenia tempa znowu jazda powyżej rozsądku i gonienie. Kubę udaje mi się dogonić i minąć, Goli nadal jedzie gdzieś z przodu. Trzecia pętla to właściwie jazda solo i opad sił, cudów nie ma - szarżowanie na dwóch pierwszych musiało się tak skończyć. Do mety dojeżdżam na 35 miejscu open, w czasie 4:18:23. 



fot. Dariusz Proniewicz
Tera paczy Robert: Bardzo lubię lokalne imprezy. Miło jest spotkać znajomych z Trójmiasta, których nie widuję w górach.

Plan na ten wyścig był następujący: zająć jak najlepszą pozycję w peletonie na samym początku wyścigu  gdzie trasa prowadziła z górki, a później jechać swoim tempem. Tak się zdarzyło, że jechałem razem z dwoma kolegami z Trójmiasta przez większość dystansu. Byli to : Krzysztof Gierjatowicz i Łukasz Sosnowski. Upadek i problemy z rowerem wydłużyły nieco przejazd Krzyśka a Łukasz odjechał mi na trzecim kółku.  Trasę maratonu i okoliczne ścieżki znam od dawna więc nie miałem poczucia nudy i bardzo się cieszyłem wiedząc co czeka mnie za zakrętem lub następną górką. Wyścig ten potraktowałem jako sprawdzenie własnej dyspozycji przed kolejnymi zawodami w górach.



I na koniec paczy Ania: Skandia w Trójmieście. Zatem mimo silnego oporu mego zostaję zmuszona do startu ;) Zapisuję się, rzecz jasna, na dystans Grande Fondo (96km, 1800m) chociaż nie uśmiecha mi się trzykrotne pokonywanie tej samej pętli. Tydzień przed startem chodzą słuchy o zmianie planowanej trasy, jednak organizator nie korzysta (z małym wyjątkiem) z propozycji Roberta Banacha - a szkoda, bo byłoby o wiele ciekawiej i raczej nie bardzo strasznie dla mniej zaawansowanych zawodników. Ostatecznie nie było tak źle, raczej ciekawie, szybko, sporo szutru ale na tle wcześniejszych edycji pełen wypas ;)


Początek wyścigu szybki i w dół, więc jadę spokojnie coby mnie jakiś fantastyczny ułan nie skasował. Mimo to tętno skacze mi skandalicznie i utrzymuje się wysoko 1,5h, już wiem, że to się potem zemści. Pucharowe dziewczyny robią papa i odjeżdzają w siną dal. Drugą pętelkę pokonojuję w podobnym czasie a na trzeciej dogania mnie on! Kryzys! :) Czas okrążenia gorszy o kolejne 5 minut, niby tylko, ale mam wrażenie, że snuję się już niemożliwie. W okolicach Oliwy dostrzegam znajome plecy Krzysztofa G. i mobilizuję się do pogoni. Na mecie jestem sekundę za nim.


Zajmuję 1wsze miejsce wśród amatorek no ale umówmy się... Open jestem 5ta daleeeko za dziewczynami z pierwszej trójki.


Nasze wyniki tutaj

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz