![]() |
fot. Tomasz Jankowski |
Do rzeczy:
× pogoda, wręcz upalna jak na tę porę roku - raptem 10C na starcie i na przemian deszcz, słońce - brrrr
× trasa nawet interesująca, jak na Czesia, oby tak dalej - Wow ! - kto nie jechał ten trąba !!! :)
× ilość defektów sprzętu zdecydowanie nie do przyjęcia - hrrrrr i dupa blada z rywalizacji z czołówką !! :( , ale mimo wszystko zawsze to lepsze niż samotny trening ! :)
× jedzenie - ".... to różowe się poprawiło - 6 a nawet 8 punktow dam"....... ;) [Konkurs: co Robin miał na myśli? Nagrody: nie przewidziano]
![]() |
fot. Tomasz Jankowski |
![]() |
fot. Dariusz Proniewicz |
Plan na ten wyścig był następujący: zająć jak najlepszą pozycję w peletonie na samym początku wyścigu gdzie trasa prowadziła z górki, a później jechać swoim tempem. Tak się zdarzyło, że jechałem razem z dwoma kolegami z Trójmiasta przez większość dystansu. Byli to : Krzysztof Gierjatowicz i Łukasz Sosnowski. Upadek i problemy z rowerem wydłużyły nieco przejazd Krzyśka a Łukasz odjechał mi na trzecim kółku. Trasę maratonu i okoliczne ścieżki znam od dawna więc nie miałem poczucia nudy i bardzo się cieszyłem wiedząc co czeka mnie za zakrętem lub następną górką. Wyścig ten potraktowałem jako sprawdzenie własnej dyspozycji przed kolejnymi zawodami w górach.
I na koniec paczy Ania: Skandia w Trójmieście. Zatem mimo silnego oporu mego zostaję zmuszona do startu ;) Zapisuję się, rzecz jasna, na dystans Grande Fondo (96km, 1800m) chociaż nie uśmiecha mi się trzykrotne pokonywanie tej samej pętli. Tydzień przed startem chodzą słuchy o zmianie planowanej trasy, jednak organizator nie korzysta (z małym wyjątkiem) z propozycji Roberta Banacha - a szkoda, bo byłoby o wiele ciekawiej i raczej nie bardzo strasznie dla mniej zaawansowanych zawodników. Ostatecznie nie było tak źle, raczej ciekawie, szybko, sporo szutru ale na tle wcześniejszych edycji pełen wypas ;)
Początek wyścigu szybki i w dół, więc jadę spokojnie coby mnie jakiś fantastyczny ułan nie skasował. Mimo to tętno skacze mi skandalicznie i utrzymuje się wysoko 1,5h, już wiem, że to się potem zemści. Pucharowe dziewczyny robią papa i odjeżdzają w siną dal. Drugą pętelkę pokonojuję w podobnym czasie a na trzeciej dogania mnie on! Kryzys! :) Czas okrążenia gorszy o kolejne 5 minut, niby tylko, ale mam wrażenie, że snuję się już niemożliwie. W okolicach Oliwy dostrzegam znajome plecy Krzysztofa G. i mobilizuję się do pogoni. Na mecie jestem sekundę za nim.
Zajmuję 1wsze miejsce wśród amatorek no ale umówmy się... Open jestem 5ta daleeeko za dziewczynami z pierwszej trójki.
Nasze wyniki tutaj
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz