wspierają nas

wspierają nas

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

King Oscar MTB Maraton w Gniewinie


W miniony weekend zrezygnowaliśmy ze startu w Londynie i pojechaliśmy na maraton do Gniewina . Wreszcie jakaś impreza w trójmiejskich okolicach więc nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Na miejscu same znajome twarze. W biurze zawodów odbieramy numerki i czipy, szykujemy rowery, krótkie rozruszanie nogi i stajemy w sektorze dystansu giga – 80km na dwóch pętlach. Skromna stawka 38 zawodników rusza o 11:00, 15 minut później startują „megowcy”. 

fot. Krzysztof Kochanowicz


Początek trasy pokonujemy spokojnie po asfalcie i dopiero na szutrowej drodze tempo rośnie i peleton się rozciąga. Trzymam się parę metrów za chłopakiem, który jedzie dobrym rytmem i mobilizuje mnie do szybszej jazdy, bo na ogół na szutrowo/polnych drogach, szczególnie jadąc bez towarzystwa innych, zaczynam „zamulać” ;) Wypadamy na podjazd ścieżką rowerową i za chwilę zaczyna się ciekawsza sekcja w lesie. Niestety ścigając zająca, zagapiam się i ten wywozi mnie w maliny i gubimy trasę. Zatrzymuję się i kombinuję co dalej, w końcu wbijam się na swoje miejsce w stawce i już lekko zniechęcona jadę dalej żeby po kilku kilometrach ZNOWU się zagubić. Ech. Wracam po własnych śladach na właściwą trasę i już wolniej ale uważniej jadę dalej. Kolejny fajny kawałek po leśnych górkach i błotkach i końcówka dosyć płaska łąką, asfaltem, szutrem, asfaltem i wreszcie koniec pętli  – skręcam na drugą. Tą już pokonuję bezbłędnie, ale jadę kompletnie sama, nie mam kogo gonić ani przed kim uciekać. Do mety dojeżdżam po 4 godzinach w trakcie dekoracji najlepszej dziesiątki. Na pudle stoją: Michał Kowalczyk (HP-Sferis), Radek Rękawek (KROSS RACING TEAM) i Andrzej Kaiser (Corratec Team) a dziesiątkę zamyka nasz Robert Robin Ciechacki. Dołączam do Seby, który skończył wyścig pół godziny przede mną i dziwię się, że nie ma z nim Roberta, który mijał mnie po wymianie dętki. Okazuje się potem, że też postanowił pozwiedzać okoliczne szlaki. GAPA ;)

fot. Rafał Czepułkowski

Zjadamy przysługujący makaronik ( puszkę z rybkami King Oskar zachowuję na jutrzejsze śniadanie ;) ) i ruszamy podziwiać okolicę z wieży widokowej Kaszubskie Oko, na którą wstęp organizator zafundował wszystkim zawodnikom.

Podsumowując: fajna impreza w fajnej atmosferze, chcielibyśmy więcej takich wyścigów :) Dziękujemy Ebertowi i Rafałowi za zaproszenie i organizację.

Ania




2 komentarze :

  1. zając sam się wpędził w maliny - wyjechał przed pilotem i wrócił żeby znależć trasę, potem już sam kicał do mety ... ;) pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, no wlasnie :), pzdr, Ania

    OdpowiedzUsuń