wspierają nas

wspierają nas

wtorek, 10 lipca 2012

Udany półmetek MTBmarathon w Stroniu Śląskim.


Po pechowym Karpaczu cel  na Stronie był prosty – odkuwamy się :-) Na miejsce dotarliśmy w piątkowe popołudnie, żar lał się z nieba, szybkie jedzonko i wyruszamy na około godzinny rekonesans trasy. Wracamy ugotowani i pogryzieni przez gzy, wrrrrrr! Jedno jest pewne - jeżeli się nie ochłodzi będzie ciężko. Wieczorem pogoda zmienia się aż zanadto, pioruny walą jak opętane a deszcz leje jak z przysłowiowego wiadra. No nic, przed maratonem trzeba się wyspać, więc korki w uszy i chrapśśś, chrapśśś.

"Piąteczka! Taki dziś zrobię wynik."
W sobotę tuż po 6:00 jak zawsze pierwsi wstają Rob i Robin fundując reszcie, która jeszcze chce spać tradycyjne kręcenie się, szeleszczenie, mieszanie bidonów i różne inne formy ukochanego o świcie hałasowania – dziękujemy :-) An i Seba ostatecznie zwlekają się z łóżek przed 8:00 gdy Roberty mają już pełne brzuchy, czas na drugie śniadanko a właściwie śniadanko drugiej połowy teamu ;-) An tradycyjnie wciska w siebie kilka łyżek płatków owsianych, a ja objadam się bez opamiętania różnymi smakami ulubionych płatków śniadaniowych z dodatkiem owsianych.

"Hmmmm, co by tu zjeść dziś na kolację...."
 
Około 9:30 wszyscy wyruszamy w stronę startu w celu rozruszania mięśni, ja jadę obadać jak wygląda pierwszy podjazd po wieczornej hiper ulewie. Jest słabo, potworzyły się spore rynny, wypłukało trochę kamieni, więc szansę na przejechanie ma tylko czub, reszta na mur beton idzie w pielgrzymce. Tuż przed 10:00 wskakujemy do sektorów, odliczanie i poszli. Na początek trochę asfaltu wiec lekko nadganiam, dojeżdżamy do skrętu na pierwszy podjazd i…. wszyscy idą :-/ Kilka minut maszerowania, robi się równiej i mniej stromo, zatem hop na rowerki i jedziemy. Pierwszy podjazd wszedł całkiem gładko, choć nieco wolniej niż bym chciał, bo śniadanie, z którego ilością nieco przesadziłem dawało o sobie znać, blahhh. Na pierwszym ciekawszym zjeździe (niebieskim szlakiem do Międzygórza, 12km trasy) dogania mnie i wyprzedza Rob. Przed nami trzy małe górki i najdłuższy na trasie podjazd do schroniska pod Śnieżnikiem. Szczęśliwe śniadanie na dobre zdążyło mi się już strawić, wciągam więc żelka, zapijam i wreszcie przyspieszam. Krótkie hopki łyknięte bez popitki, na podjeździe pod śnieżnik łapię flow. Jest ciężko, podjazd się dłuży ale jedzie mi się dobrze, mijam sporo osób. Z pod Śnieżnika zjazd czerwonym szlakiem, tu w paru miejscach butuję, bo braknie mi odwagi i umiejętności, na całości mijają mnie jednak może ze dwie osoby nie jest więc tak źle (31km trasy).

"85%, 85%, 85%"
Tu następuje fragment trasy, z którego niewiele pamiętam, było trochę w górę, trochę w dół, ale nic specjalnego się nie działo. Na 44km zaczyna się najbardziej upierdliwy fragment trasy, szlak wzdłuż granicy. W skrócie jazda wąską, zabłoconą ścieżką z korzeniami i kamieniami między jagodami. Było tego może z 10km ale ciągnęło się w nieskończoność, doznania monotonii ogromne, chwilami było ciężko ale jakoś udało się przetrwać. Od 57km trochę płaskiego po dobrze ubitej drodze, (ahhhh co za ulga), następnie zjazd i decydujący około 4km podjazd. Jestem już solidnie ujechany ale sił dodaje mi myśl, że ze szczytu do mety zostaje już tylko 11km i całość w dół, jupi! Trzymając się tej myśli podjazd pokonuję całkiem sprawnie, mijając nawet jeszcze jakiś zawodników. Góra się kończy, kawałek płaskiego asfaltu i zjazd. Zapinam blat i gnam do mety co sił, mijając spore ilości tyłów mega. Na metę wjeżdżam 38open z czasem 5:30 czyli około 30 minut później niż zakładałem – błąd w założeniach, zakładałem szybkie szutry w stylu Międzygórza a był całkiem urozmaicony maraton. 

"Ufff padaka, te dwie łyżki płatków co wcisnęłam w siebie na śniadanie to jednak trochę za mało."
  

Reszta teamu jak i ja dotarła na metę prawie bez problemów, Robin co prawda złapał gumę ale pomimo tego był 6 open, Ania 6 wśród kobiet a Rob 55 open. Plan odkucia zrealizowany, punkty do teamowej generalki zebrane – ciąg dalszy za miesiąc w Ustroniu.

Po raz drugi w tym roku na dystansie mega wystartował Arek Lalewicz, maraton ukończył z czasem 04.34.11 zajmując 253 miejsce open i 53 w kat. M4 - gratulujemy i zachęcamy do częstszych startów :-)
Arek napiera pod górę




Wyniki Giga 83km/2560m - MĘŻCZYŹNI

1. Bogdan Czarnota (1 M3) / KROSS RACING TEAM / 04:12:49
2. Radosław Rękawek (2 M3) / KROSS RACING TEAM / 04:12:50
3. Szymon Zacharski (3 M3) / Grupa KK 3R Bike Team / 04:39:05
6. Robert Ciechacki (5 M3) / ASE Team / 04:47:57
38. Sebastian Cylkowski (16 M3) / ASE Team / 05:30:08
55. Robert Jarzynka (23 M3) / ASE Team /05:49:31

Wyniki Giga 83km/2560m – KOBIETY

1. Michalina Ziółkowska (1 K2) / KROSS RACING TEAM / 05:11:00
2.  Justyna Frączek (1 K3) / KTM Trailteam – Venutto / 05:21:30
3. Ewelina Ortyl (2 K3) / MURAPOL TWOMARK SPECIALIZED / 05:36:05
6. Ania Świrkowicz (4 K3) / ASE Team / 06:10:06

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz