wspierają nas

wspierają nas

wtorek, 18 września 2012

P jak Piwniczna. P jak pech.



Beskid Sądecki to region, w którym ładnych parę lat temu po raz pierwszy miałem okazję jeździć rowerem po górach. Wiedziałem, że są to bardzo fajne tereny na maraton, długie podjazdy i nie za trudne zjazdy, czyli to w czym czuję się najlepiej. Była to edycja, na którą zdecydowanie czekałem. Dane na temat trasy wyglądały bardzo dobrze, 72km i 2975m przewyższenia. Z profilu wynikało, że podjazdy będą naprawdę długie (najdłuższy ~10km) ale o umiarkowanym nachyleniu i na pewno wszystkie wjeżdżalne. To edycja dla mnie pomyślałem, jeżeli tylko pogoda dopisze i nie będzie za dużo błota to mój napęd będzie działał jak należy i nie może mi źle pójść – okazja do odkucia się za Zawoję idealna.

Ejjj Ania, start jest w drugą stronę!   (fot. Maria Lipowiecka)
 
Start maratonu został ulokowany w Suchej Dolinie około 7km od centrum Piwnicznej, wysokość 700 m.n.p.m. Nocleg rezerwujemy tuż przy starcie tak aby uniknąć długiego dojazdu pod górę. Dzień przed maratonem tradycyjnie wybieramy się na krótką przejażdżkę, pogoda jest średnia, nie pada, ale jest pochmurno, mgliście i dość chłodno bo około 12°C. Trasa po starcie od razu wije się do góry, do wjechania jest około 500m w pionie na 5km, początek więc ciężki ale potem kilka kilometrów zjazdów na złapanie oddechu i dopiero kolejne góry do wjechania.

(fot. Bolki)

W dzień startu pogoda się poprawia, mgły i chmury zniknęły więc pomimo tego, że temperatura nie podskoczyła świecące słońce sprawia, że jest odczuwalnie cieplej. W hotelu trochę się grzebiemy i wychodzimy z niego dość późno, na rozgrzewkę zostaje nieco ponad 10 minut, robimy więc z An kilka mniejszych górek i wracamy na start. Jeszcze tylko kilka słów od burmistrza Piwnicznej i ruszamy. Plan był prosty, od startu jadę mocno i się nie oszczędzam. Początek pierwszego podjazdu jedzie mi się jednak dość ciężko, nogi nie do końca rozgrzane są lekko betonowe. Staram się nie odpuszczać i powoli mijam kolejnych zawodników. Po wjeździe na Obidzę jest krótkie wypłaszczenie, chwila oddechu i atakujemy Wielkiego Rogacza, tu robi się mocno stromo i kamieniście więc kilkanaście metrów trzeba pokonać na piechotę. Tuż przed Wielkim Rogaczem odbijamy w prawo na zjazd czerwonym szlakiem do Rytra. Początek bardzo fajny, na przemian lekko w dół i górę, czuję, że nogi kręcą się już jak należy.

(fot. Bolki)
 
Za Niemcową na jednym z technicznych fragmentów ktoś przede mną zsiada z roweru, nie czując się pewnie i chcąc uniknąć kolizji również zeskakuję. Przepuszczam kliku jadących za mną zawodników, niestety ostatni z nich tuż przy mnie wywraca się i ładuje mi kierownicę w tylne koło. Chwila zamieszania, w końcu udaje się nam rozczepić rowery. Wygląda, że wszystko jest ok wiec wsiadam i jadę dalej. Jeszcze tylko kilka korzennych uskoków i techniczny odcinek mam za sobą. Kawałek płaskiego, za nim mały podjazd… patrzę w dół…. hmmm, czemu moja tylna przerzutka jest jakaś taka krzywa? Wjadę na górę i muszę to sprawdzić pomyślałem, zmieniam bieg i w tym momencie mój hak strzela a przerzutka odpada razem z nim. Patrzę na licznik, 10km trasy – koniec jazdy, chce mi się płakać!

(fot. Maria Lipowiecka)
 
Reszta naszych spisała się bardzo dobrze, niezawodny Robin tradycyjnie złapał gumę (tym razem gwóźdź) ale mimo tego był 10 open i 5 w M3, gdyby nie guma była szansa na drugie miejsce w kategorii! Robert jechał równo na swoim poziomie co tym razem dało mu 40 miejsce open i 15 w M3. Ania zadowolona z pogody i przyjemnego chłodu ponownie była 4 w K3 ale z nieco mniejszą stratą czasową do swoich konkurentek. Była okazja na odrobienie paru punktów w klasyfikacji drużynowej i być może nawet awans, niestety mój defekt skutecznie to uniemożliwił i wynik z Piwnicznej pójdzie do odrzutki. Przed finałem w Istebnej drużynowo zajmujemy 6 miejsce z niewielkimi szansami na poprawę – będziemy walczyć do końca. Trzymajcie kciuki za brak defektów, my damy z siebie wszystko!!!

Hmmm, woda czy Powerade ???   (fot. Bogusław Lipowiecki)

Wyniki Giga 74km/2850m - MĘŻCZYŹNI

1. Michał Ficek (1 M2) / Gomola Trans Airco / 03:59:30
2. Marcin Gołuszka (2 M2) / KTM Trailteam / 04:10:40
3. Krzysztof Kubieniec (3 M2) /  / 04:14:48
10. Robert Ciechacki (5 M3) / ASE Team / 04:23:53
40. Robert Jarzynka (15 M3) / ASE Team / 05:15:04

Wyniki Giga 74km/2850m – KOBIETY

1. Michalina Ziółkowska (1 K2) / KROSS Racing Team / 04:53:19
2. Ewelina Ortyl (1 K3) / Murapol Twomark Specialized / 04:59:39
3. Urszula Luboińska (2 K3) / PTU Eclipse Biketires.pl / 05:03:30
5. Ania Świrkowicz (4 K3) / ASE Team / 05:29:51


2 komentarze :

  1. Sorry Seba, ale pęknięty hak to nie pech, tak jak przebita dętka / opona to nie pech. To codzienność na trasach MTB, na którą trzeba być przygotowanym w każdym momencie. Zapasowy hak trzeba zawsze mieć ze sobą, jego wymiana trwa nie więcej niż wymiana / założenie dętki, a waży kilka gramów.

    goli

    OdpowiedzUsuń
  2. Goli, twoja teoria w praktyce nie bardzo się sprawdza. W tym sezonie były w teamie 2 urwane haki:
    - Anki tak się zagiął na śrubie przerzutki, że musiała go odpiłowywać!
    - mój urywając się rozerwał mi pancerz przerzutki, a na śrubie przerzutki został taki jego skrawek, że bez przytrzymania w imadle nie byłem w stanie go wykręcić
    W obu przypadkach zapasowy hak nic by nie dał.

    OdpowiedzUsuń